W niedzielę 28 lipca Cedyński Klub Rowerowy, we współpracy z ST "Białostroń", zorganizował rajd pod hasłem Krzywy Las i Dąb Pokoju. Już z samego rana, o 5:30, zebraliśmy się na stacji PKP w Chojnie, pełni zapału mimo niepogody, a towarzyszył nam Tadeusz z "Białostronia". Deszcz bezlitośnie smagał nasze kurtki, peleryny i płaszcze przeciwdeszczowe, ale załadowaliśmy rowery i bagaże do pociągu, by wyruszyć w kierunku Dolnej Odry.
Wysiadka na peronie Dolnej Odry to prawdziwe wyzwanie! Gdyby ktokolwiek planował pójść w nasze ślady - już lepiej pojechać dalej, do Gryfina, gdzie perony są na równi z podłogą pociągu. Tutaj peron jest około pół metra niżej, a wysiadka wymagała niemałych akrobacji... Na szczęście konduktorzy cierpliwie zaczekali, aż się wypakujemy.
Na peronie czekał już na nas Grzesiek z ST Białostroń. Nie wystawił nas! Przyjechał pomimo deszczowej aury i przewodniczył nam do pierwszego punktu naszej szalonej wycieczki - do Krzywego Lasu.
Krzywy Las. Ta nazwa z pewnością każdemu obiła się o uszy. To tajemnicze skupisko drzew o bardzo nietypowych kształtach, którego geneza nie jest do końca znana. Czy było to działanie sił paranormalnych? Tajemniczy eksperyment? Celowa działalność człowieka lub czysty przypadek? Ludzi, którzy znali odpowiedź, już dawno nie ma wśród nas...
Od kolegi Grzesia otrzymaliśmy pamiątkowe broszurki i magnesy. Część z nas miała okazję podziwiać niezwykłe drzewa na własne oczy już 10 lat temu, gdy oprowadzała nas nasza koleżanka, śp. Stenia. Co się zmieniło? Cóż, przybyło trochę ławek i tablic informacyjnych, ale z drugiej stronu ubyło wiele drzew, a stan obecnych pogarsza się. Być może za jakiś czas już nie będzie Krzywego Lasu, jaki znamy, ale dowiedzieliśmy się, że powstanie nowa plantacja z nasion zebranych od dziwacznych drzew.
Ponieważ deszcz nie dawał za wygraną, a nam zrobiło się już trochę... rześko, wstąpiliśmy na stację paliw, by ogrzać się przy kawusi i wysłuchać legendy o gryfińskiej księżniczce. Bądź co bądź, to był dopiero początek naszego rajdu i musieliśmy mieć siły, by dojechać do celu.
Po krótkim odpoczynku nastroje nam się poprawiły i ruszyliśmy w dalszą trasę, gdzie czekał już na nas drugi Grzegorz z ST Białostroń. Wkrótce byliśmy tak przemoczeni, że przestaliśmy już zwracać uwagę na deszcz i cieszyliśmy się ze spotkania z rowerowymi znajomymi.
Podziwialiśmy rezerwat przyrody Wysoka Skarpa Rzeki Tywy - od razu przypomniała nam się nasza Dolina Świergotki i rezerwat przyrody Bielinek! Tam też można spotkać tak strome zbocza.
Zobaczyliśmy również historyczny młyn nad Tywą w Szczawnie i kościół w Lubanowie. Czy wiedzieliście, że można tam spotkać szachownice, podobnie jak w Lubiechowie Górnym? To kolejna nierozwiązana zagadka, związana z Zakonem Templariuszy.
Dalej jechaliśmy szlakiem Blue Velo do Bań. Trzeba przyznać, że nawierzchnia fragmentami pozostawia wiele do życzenia - jest mocno wybrzuszona korzeniami. Ostrzeżenie dla tych, którzy planują wycieczki w tym obszarze! W Baniach czekała już na nas prezes Halina. Po gorącym powitaniu wysłuchaliśmy gawędy bańskiej o księżnej Marii i Dębie Pokoju.
Już na samym wyjeździe z Bań trafiła nam się podwójna awaria rowerowa! W drodze do Swobnicy zdarzyła się jeszcze jedna. Na szczęście nasze złote rączki uporały się z nią w trymiga.
W Swobnicy nasza wiceprezes przedstawiła nam burzliwą historię pozostałości zamku templariuszy. Teraz można dorzucić cegiełkę do odbudowy zamku, kupując bilet na zwiedzanie potężnej wieży. Widoki ze szczytu wprost zapierają dech!
Na koniec rozpaliliśmy ognisko na polance, które wypędziło deszcz na dobre. Zjedliśmy kiełbaski i pyszne ciasta od Haliny i Wiesi, a przez całą drogę powrotną cieszyliśmy się słońcem.
W Trzcińsku zatrzymaliśmy się jeszcze na rynku, by zjeść lody i porozmawiać, a że do domu nie było nam śpieszno, na ścieżce rowerowej też zjedliśmy małe co nieco.
W końcu trzeba było się rozstać, a po rajdzie zostały nam wspomnienia i zdjęcia, które można obejrzeć na naszym Facebooku.