Przejdź do głównej zawartości

Bieszczady: dzień 6

Dziennik rowerowy. 24 lipiec 2013 roku miał być kolejnym bezstresowym dniem wycieczki, ale tak nie jest... Już z rana Ireneusz zauważa brak jednego roweru! Nie ma prezesa, zapewne pojechał po świeże bułki na śniadanie.

Towarzysze z ekipy zaparzają kawę i czekają... I czekają... I się nie doczekują. Królowa Matka nakazuje wyjazd w ciszy - po raz pierwszy uczestnik rajdu ich opuszcza. Pod sklepem rozwieszono plakaty z informacjami o zaginionym. Wszyscy schodzą do jaskini, ale nie ma tam żadnych śladów obecności prezesa. Nastaje rozłam w grupie i strajk. Zagniewana Ela odchodzi w nieznane bieszczadzkie połoniny, zaś reszta grupy w ciszy taszczy swoje bagaże i rowery.

Zdjęcia dostępne są na naszym Facebooku.

Komentarze